AktualnościJuniorJuniorka

ENERGETYK MISTRZEM POLSKI!!! Szamotulanin z brązowym medalem.

Miniony weekend był … ciężko znaleźć słowo. Powiedzmy, że wyjątkowy. Ostatnim razem dwie drużyny na podium w kategorii juniorek stawały w sezonie 2020/2021. W niedzielę znów mieliśmy dwóch medalistów: Energetyka z najcenniejszym kruszcem i Szamotulanina z brązowym, ale historycznym dla tego klubu.

Minęło już kilka dni od tej pięknej i cudownej niedzieli. Stwierdziliśmy, że to najlepszy czas, aby świętować mogły zespoły, które przyniosły nam tyle dumy. Z dużym wzruszeniem zerkało się na media społecznościowe czy to Energetyka czy Szamotulanina i żadne słowa nie mogłyby się równać z tymi pięknymi chwilami obu klubów. Enea Energetyk Poznań z tytułem Mistrza Polski i co bardzo ważne z piekielnie mocnym charakterem. Bo uchodził za jednego z głównych faworytów do tytułu i nie tylko spokojnie tę presję uniósł, ale w całym turnieju kolejno miażdżył swoich rywali. Napiszemy nawet, że poznanianki absolutnie popsuły ten turniej, bo praktycznie w żadnym meczu nie pozwoliły, aby tymi meczami się emocjonować. Przewaga była tak duża, że te mecze były nudne. Odliczać można tylko było ile punktów straci Energetyk w danym secie. A już farsą jest napisać, że wypadkiem przy pracy była strata seta z Pałacem Bydgoszcz. Prawda, że brzmi to irracjonalnie? Stracili seta w najważniejszym turnieju w sezonie i nazywamy to wypadkiem przy pracy. Ale tak właśnie było. Nuda. Buldożer, który niszczył wszystko co miał na swojej drodze.

Jedyny mecz przegrany przez Energetyka w tym sezonie w kategorii juniorek miał miejsce w finale wojewódzkim, gdzie lepsze były szamotulanki. Bo nie będziemy do tego rankingu zaliczać jednego z meczów ligowych także z Szamotulaninem, gdzie w składzie nie było żadnej juniorki. Czy wierzyliśmy w sukces Energetyka? Tak. Bo to doświadczona i zaprawiona w boju drużyna. Trener Marcin Patyk wie jak się zdobywa tytuły mistrzowskie, o medalach nie wspominając. Mocne transfery i kadrowiczki w składzie. Te dziewczyny wiedzą co to presja i jak sobie z nią radzić, choć jak zaznaczyliśmy wyżej, żaden zespół do odczucia tej presji ich specjalnie nie zmusił. Zatem w sukces wierzyliśmy, ale bardziej spodziewaliśmy się meczów jak ten finałowy rok temu, zakończony na przewagi w tie-breaku na korzyść Wieżycy Stężyca. Głośno się mówiło o „dream team’ach” z Wrocławia czy Warszawy. Hurtem pościągane zawodniczki z SMS-u Szczyrk, które miały być samograjem i pędzić do przodu w kolejnych meczach jak jakieś zachodnie ferrari czy porsche. Okazało się jednak, że to nie piękna sportowa fura, a raczej jakaś ruska łada z kierowcą i pilotem, którzy mają inne mapy i obrane kierunki jazdy. Żaden z tych naszpikowanych „gwiazdami” zespołów nie wyszedł nawet z grupy. KSG Warszawę oprócz Energetyka wyeliminował rzeźbiony ciężką pracą, atmosferą i przede wszystkim zespołowością Szamotulanin, a Volley Wrocław młodsza juniorka z Łasku.

Dla Energetyka to drugi sezon z rzędu, gdzie do finału najstarszej kategorii wprowadził dwa zespoły. Juniorki ze złotem, juniorzy siódmą drużyną w Polsce. I znów to fenomen w skali Polski. Znów jako jedyny klub z dwoma zespołami. Apetyty trenera Dominika Hajduka i dowodzonych przez niego zawodników na pewno były większe. Mówią zresztą o tym w filmie poniżej Szymon Dziamski i Maciej Drąg. Ale tym razem pojawiło się trochę przeszkód ze zdrowiem, co miało bardzo duży wpływ na grę i dyspozycję podczas turnieju finałowego. Ważne jednak, że Energetyk jest cały czas w czołówce i mamy wrażenie, że w kolejnym sezonie znów zobaczymy ten klub w turnieju finałowym, patrząc na obecnych kadetów.

Step by step – to główna dewiza trenera Łukasza Klapczyńskiego z UKS Szamotulanin Szamotuły. Nie rzucał banialuków, jaki to jego zespół jest mocny i czego to nie ugra. Ale cholernie mocno wierzył w ten zespół. Nie będziemy też ukrywać, że z Szamotulaninem łączą nas specjalne więzy, stąd też z Łukaszem rozmawialiśmy bardzo często. Pracujemy przy ich meczach drugoligowych i widzieliśmy dokładnie jak ten zespół, a niby ten sam, różni się od tego z poprzedniego sezonu, który cudem utrzymał się w II lidze. Dziś po malutkim liftingu Szamotulanin praktycznie od pierwszej kolejki jest na czele II ligi. Praca, atmosfera, zespołowość – to główne cechy, o których mówił Łukasz i jego zawodniczki. To samo zresztą usłyszycie w filmie poniżej z ostatniego dnia Finału Mistrzostw Polski Juniorek. Ten sezon jest na pewno historyczny, bo pierwszy, w którym Szamotulanin zdobył medal w najwyższej kategorii młodzieżowej. Ale to także może być sezon przełomowy, bo już chyba nikt w Szamotułach nie ukrywa, że chętnie pograliby w przyszłym sezonie w I lidze. Ale ma to być wywalczone obecną kadrą, a nie kupione miejsce czy zrobione to sztucznie zbudowaną kadrą, do której przed sezonem przybywa pociąg nowych zawodniczek i mają reprezentować klub, z którym w ogóle się nie utożsamiają. W Szamotułach jest inaczej. Tu trzeba wynik wywalczyć, a nie kupić. A warunki ku temu są jedne z najlepszych w Wielkopolsce, o ile nie w Polsce. Trochę nam to przypomina Szczyrk: bursa tuż przy szkole i hali treningowej, własna siłownia do dyspozycji zawodniczek praktycznie bez ograniczeń. Najnowocześniejszy sprzęt zakupiony za wszelakie granty i dotacje w czym Szamotulanin mógłby prowadzić szkolenia. No i kadra trenerska, którą znamy od wielu lat i która robi niesamowite wyniki.

Może nie kompromitacja, ale na pewno wielkie rozczarowanie zespołów, które bazowały na zawodniczkach ze Szczyrku. Do Dębicy zjechała prawie cała młodzieżowa reprezentacja rozbita głównie na KSG Warszawę i Volley Wrocław. Jedną zawodniczkę miał Szamotulanin w postaci Mai Koput i dwie Energetyk – Annę Bączyńską i Nicole Gucwę. Maja to wychowanka Szamotulanina, która zdobywała z nim tytuł Wicemistrza Polski Młodziczek, więc na pewno nie był to transfer zewnętrzny, a po prostu szamotulanka, która znała od wielu lat większość dziewczyn i nie było problemów z tożsamością klubową czy integracją.
I w tym miejscu napiszemy coś kontrowersyjnego: czy klub, który chce coś osiągać w Młodzieżowych Mistrzostwach Polski, powinien oddawać zawodniczki do SMS-u czy postawić na szkolenie wewnętrzne. Przykład sprzed roku, gdzie trener Dawid Michor sięgał po tytuł ze Stężycą i obecni medaliści pokazuje, że jednak warto mieć te zawodniczki u siebie i stale systematycznie z nimi pracować na co dzień. Bo na boisku w rozgrywkach klubowych nie gra koszulka z orzełkiem na piersi, tylko monolit zespołowy. A po dwóch wspomnianych drużynach, do których dołączyła armia zaciężna ze Szczyrku widać, że okazało się to klapą, niewypałem.

I chyba co najważniejsze, warto mieć mocne granie seniorskie w trakcie sezonu. Energetyk wprawdzie spadł z I ligi, ale doświadczenie zdobyte na tym szczeblu bez wątpienia przeniosło się na finał MP, a tam był bezkonkurencyjny. Ale był to też jedyny klub, który na tym szczeblu systematycznie ogrywał właśnie swoje zawodniczki. Dlatego też uważamy, że Energetyk będzie jednym z głównym kandydatem do medalu o ile nie tytułu w kategorii kadetek w tym sezonie: Wójcik, Grejman, Malczewska czy Janusz to wciąż kadetki, a już są złotymi medalistkami juniorek. Choć w rozmowie prezes Rakowski tonował nastroje. To my balonik będziemy pompować.

Wielkie gratulacje i podziękowania dla Energetyka i Szamotulanina za ten miniony tydzień i emocje jakie mogliśmy przeżywać.